Większość z Was zna mnie ze zdjęć na blogu. Może tylko nieliczni przeczytali moją wizytówkę i wiedzą, że jestem trenerem personalnym i większość czasu spędza w siłowni. Dlatego chcę pokazać się Wam z innej strony niż z tej prezentowanej na blogu. Praca wymusza na mnie noszenie sportowej odzieży, bo przecież nie będę dojeżdżał do siłowni pod krawatem i dopiero tam przebierał się w dres. W tym wpisie możecie zobaczyć mnie w codziennym anturażu, który jest zbliżony do tego, który prezentuję podczas pracy jako trener.
Z kolei widząc mnie na sali ćwiczeń mało kto z Was pomyśli, że mam drugie zawodowe oblicze, które jest znane Wam – czytelnikom mojego bloga. Skąd więc wzięło się to zamiłowanie do klasycznej mody męskiej? Wszak większość trenerów ubiera się na sportowo codziennie. Otóż zawsze lubiłem wyróżniać się także wyglądem i iść inną drogą niż większość mężczyzn. Szukałem swojego stylu i pewnego dnia, w okolicy moich trzydziestych urodzin, postanowiłem coś zmienić. Nie chciałem być „wiecznym chłopcem”. Pomyślałem, że zbliżające się urodziny to dobry moment na zrobienie punktu zwrotnego w moim życiu, także jeśli chodzi o ubiór. Od jakiegoś czasu obserwowałem profile internetowe poświęcone męskiej klasycznej modzie i zawsze imponowały mi profile włoskich blogerów lub Włochów po prostu związanych z modą. Dlaczego nie miałbym stworzyć ich polskiego odpowiednika? Skoro nikt z muskularnych polskich mężczyzn nie pisał jeszcze o klasycznej modzie, dlaczego nie być tym pierwszym?
Paker i pisze o garniturach?!
No dobrze, ale zawodowo związany jestem z fitnessem i to, przynajmniej teoretycznie, o nim powinienem pisać, a nie o czymś, na czym się, również, teoretycznie, nie znam. Ale właściwie dlaczego nie mógłbym pisać o jednym i drugim? O świecie fitnessu jest już tyle blogów i tyle osób o nim pisze, że ciężko jest z nimi konkurować. Ale przede wszystkim moim pomysłem na bloga była moja osobista ewolucja ze świata fitnessu do świata klasyki. Chciałem rozwijać się wraz z moimi Czytelnikami i w miarę zdobywania mojej wiedzy, przekazywać ją właśnie Wam. Chciałem znaleźć swoją niszę, udowodnić, że dobrze zbudowany mężczyzna wcale nie musi chodzić w codziennie tylko w dresie. Ale czy rzeczywiście nie chodzę codziennie w dresie? Otóż… właśnie tak jest i nie będę przed Wami udawał, że jest inaczej.
Jeśli ktoś z Was wpadnie na mnie na ulicy i zobaczy mnie ubranego w T-Shirt i dresowe spodnie, to niech się nie zdziwi. Taką codzienną stylizację wymusza moja praca. Ale gdy tylko mogę, rzucam w kąt sportową torbę, wkładam pantofle, ubieram się w elegancką odzież. I w tym ubraniu jestem nie do poznania. Czy to już podwójna osobowość? Chyba nie. Po prostu sportowe ubranie używam do uprawiania sportu, a po godzinach pracy chcę być elegancki. Przecież tak mało eleganckich mężczyzn jest wokół i warto to chyba zmienić. Cieszy mnie fakt, że coraz więcej młodych mężczyzn interesuje się elegancją, kultywuje zasady dżentelmeńskie i odrzuca wieczną szarość polskiego społeczeństwa, w tym dres jako codzienny ubiór.
Jak Michał Gronowski wygląda podczas tworzenia wpisów na blogu? Pomyślałem o tym wpisie, gdy byłem gościem prezentacji książki Łukasza Kielbana pt. „Mężczyzna z Klasą”. Podczas wywiadu z Łukaszem jeden ze słuchaczy zapytał autora o to, jak on ubiera się w domu i czy zawsze jest taki elegancki, i wygląda jak dżentelmen. Wtedy przeszło mi przez myśl mi, że ja sam mógłbym Wam przybliżyć nieco moją osobę pod kątem stylizacji wyglądu.
Niech nikt nie myśli, że blogerzy modowi to jakieś cyborgi, nieautentyczni ludzie, którzy 24 godziny na dobę chodzą pod krawatem. Nie! Nic z tych rzeczy! Każdy z nas jest normalnym człowiekiem i w domu korzystamy z wygodnej odzieży. Właściwie powinienem pisać te słowa tylko za siebie, bo przecież nie wiem, jak ubierają się w domu inni blogerzy piszący o klasycznej odzieży. Ale ja sam odwieszam spodnie i koszulę na wieszak, w buty wsuwam prawidła i zamieniam eleganckie ubrania na coś wygodniejszego, chociaż również stylowego.
Moja ulubiona marka odzieży do relaksu
Przy okazji tego krótkiego wpisu prezentuję jedną z moich ulubionych marek tzw. ubrań leisure, czyli w dość swobodnym tłumaczeniu – odzieży do noszenia w czasie wolnym. W domu ważne jest, by ubrania nie ograniczały ruchów, były przyjemne w dotyku, ciepłe, ale także prezentowały się nie najgorzej. Moim zdaniem odzież Abercrombie & Fitch spełnia wszystkie wymienione wcześniej wymagania.
Bluza noszona nawet na gołe ciało jest przyjemna w dotyku i ogrzewa mnie w te chłodne, jesienne dni. Spodnie, które mam na sobie, to produkt drugiej marki tego samego producenta – Hollister. Kilka sezonów temu doczekaliśmy się wreszcie w Polsce sklepu tej marki. Na próżno jednak było szukać obu marek i to nawet w Warszawie. Od niedawna nie musicie wychodzić z domu, żeby kupić ubrania zarówno Abercrombie & Fitch, jak i Hollister – znajdziecie je na stronie sklepu internetowego Zalando. Bardzo cenię sobie ich ofertę, a przecież jak już wiecie, nie zadowalam się byle czym.
Moja żona przyłapała mnie podczas pisania kolejnego wpisu na blog oraz szukaniu inspiracji w książce, którą niedawno otrzymałem od autora. Czy mój wpis będzie inspiracją dla innych blogerów by pokazywali, jak prezentują się w domu? Czy pokażą oni swoje drugie oblicze? To prywatne? Sam jestem ciekaw, jak wyglądają inni koledzy po fachu na domowej sofie. Śledząc ich profile na instagramie czy facebooku wydaje mi się, że zawsze są tak idealnie ubrani…
Jak Wy wyglądacie w domowym zaciszu i jaką odzież wybieracie dla relaksu i na ciepłej sofie? Może ktoś z Was jednak robi to pod krawatem?! Podzielcie się tutaj Waszymi pomysłami.
spodnie: Hollister
bluza: Abercrombie & Fitch
fotografia: Martina Gronowska – Mrs Grono